środa, 18 marca 2015

Luty, luty, zdejmuj zimowe buty.

Cześć.

Luty w Kuwejcie to taka nasza polska wiosna. Powoli robi się cieplej, ale pogoda potrafi jeszcze czasami zaskoczyć. Mieliśmy na przykład kilka dni, kiedy padało (co ja mówię... KROPIŁO jedynie; ale taka mżawka dla niektórych studentów Mamusi była dobrą wymówką, żeby nie przyjechać do szkoły...o0). Im bliżej końca miesiąca, tym było cieplej, słoneczniej. Kurtki można było schować do szaf; szalik czy apaszka w zupełności wystarczały.

Egaila Beach z widokiem na Zatokę Perską (czy może Arabską?). Jeszcze w bezrękawniku.
W lutym na całym świecie zakochani obchodzą dzień Św. Walentego. Nie inaczej jest w Kuwejcie, chociaż tu nie jest to takie romantyczne święto (możecie sobie wyobrazić dlaczego). W sklepach widać akcenty walentynkowe, trochę różu, czerwieni, serduszka, kwiatki, itp. Mamusi pracodawca też nie zapomniał o tym święcie i rano, gdy wszyscy przyszli do pracy, na swoich biurkach znaleźli TO...

TO mówiło, że ACM kocha moją Mamusię.
Jako że Mama (rzekomo) unika słodyczy, TO musiało zmienić właściciela.
Wcześniej był makaron.
W lutym nie zabrakło mi spacerów, zwiedzania, poznawania nowych miejsc. Oprócz cotygodniowych wizyt na różnych placach, skwerach, plażach i w parkach, wybrałam się z rodzicami, ciocią Agą i jej dwoma synami na wycieczkę. Celem naszym była pustynia.

Pustyni nie trzeba daleko szukać. Czasami wystarczy przejść się po Mahbouli.
A to plaża w Mahbouli.
Zdecydowaną większość spacerowiczów stanowią mężczyźni.
Niedaleko plaży jest Kuwait Magic, skorzystałam więc i z tamtejszego placu zabaw.
Nareszcie przyszedł dzień wycieczki. Pojechaliśmy na pustynię przy granicy z Arabią Saudyjską.
Tatuś pomógł mi i mojemu koledze, Robertowi, w przejażdżce quadem.
W tym namiocie można było odpocząć, pobawić się i nabyć tatuaż z henny.
Zabawa była zdecydowanie najlepszą opcją.
Lunch pustynny. Można było go zjeść na świeżym powietrzu lub w namiocie.
Kolejna atrakcja to przejażdżka na wielbłądzie.
Spośród nas najodważniejsza była ciocia Aga - razem z synkiem przejechała się na tym wielbłądzie.
Wielbłąd z bliska.
Tak byliśmy wszyscy zmęczeni, że w drodze powrotnej zasnęliśmy. A Tatuś dzielnie nam służył ramieniem.
Kuwejtczycy obchodzą w lutym dwa najważniejsze państwowe święta: dzień odzyskania niepodległości spod wpływów Wielkiej Brytanii i dzień wyzwolenia kończący wojnę z Irakiem. Potocznie nazywa się te święta "25-26 February" (domyślacie się na pewno dlaczego); w całym państwie pojawiają się wtedy czterokolorowe dekoracje symbolizujące flagę Kuwejtu, sklepy prześcigują się w sprzedaży ciekawych strojów i gadżetów na tę okazję, a w same święta ludzie wylegają na główną ulicę miasta (Gulf Road), by odbyć symboliczną walkę. Amunicją jest woda, a bronią wszelkiego rodzaju pistolety, strzykawki, wiadra, butelki, które tąże wodą można napełnić. Wyobrażacie sobie zapewne, że ceny butelki wody w tym okresie skaczą miejscami o 200% w górę ;)
Biały, zielony, czerwony i czarny to kolory flagi Kuwejtu.
Dekoracje narodowoświąteczne.
25 lutego wieczorem wybraliśmy się na przejażdżkę główną ulicą Kuwait City.
Było bardzo czwórkolorowo i mokro. Wysiadanie z samochodu groziło oblaniem, więc...
... postanowiliśmy po raz pierwszy (!) zobaczyć centrum handlowe Avenues od środka.
Można tam znaleźć wszystko. Restauracje,...
.... plac zabaw dla dzieci,...
... sklepy, sklepy i jeszcze raz sklepy,...
... mnóstwo ludzi, dużo hałasu,...
... ale ani trochę spokoju. 
Centrów handlowych w Kuwejcie jest pod dostatkiem. Chyba w każdej dzielnicy można znaleźć większe lub mniejsze. ...No może nie wszędzie; w Mahbouli nie ma żadnego :D

Wyprawa na wodną wojnę i do Avenues przypadła na końcówkę lutego, co nie znaczy, że w tym miesiącu nic więcej się u mnie nie wydarzyło. W dzień po "bitwie" wybraliśmy się na śniadanie z ciocią Anią i jej rodziną, zaliczyliśmy spacer po zakamarkach Kuwait City, a także drugą wyprawę na Green Island.

Pogoda tego dnia była piękna.
Skaczemy sobie z Laurą na trampolince.
Święta narodowe w kolejnym centrum handlowym - w pełni.
Spacerowanie na świeżym powietrzu było zdecydowanie przyjemmniejsze.
Pora śniadaniowa to nie jest czas, kiedy miejscowi wychodzą na spacery. Stąd mały ruch na ulicach. 
Sklepik z dodatkami.
Ta restauracja zapewnia klientom trochę prywatności.
Tu znajdziecie modę prosto z Paryża ;)
Na przykład taką...
Kantor. Ciekawe, czy ktoś z Was znajdzie tu polski akcent ;)
Przejażdżka u tatusiów na barana.
I już pędzimy na Zieloną Wyspę.
Tam powinno być też cicho i spokojnie.
Green Island, czyli Zielona Wyspa.
Jest tam drewniany plac zabaw.
To ja zjeżdżam...!
Ciekawe, co jest po drugiej stronie?
Po wyspie można poruszać się na piechotę, rowerem,..
... albo pociągiem.
Uff, gorąco.
Ale jak pięknie :)
Luty niby jest krótkim miesiącem, ale dobrze zaplanowany rozciąga się niemal w nieskończoność. Dzięki temu mam dużo dobrych wspomnień i zdjęć. A po placu zabaw na Green Island miałam przez kilka dni jeszcze jedną, bardziej namacalną (i bolesną) pamiątkę...

Jak się nie jest ostrożnym to można skończyć z brodą na ślizgawce ;)
To już koniec mojej lutowej opowieści. Jak się zapewne domyślacie, następna będzie dotyczyła kolejnego miesiąca. I mogę Was zapewnić, że niektórzy z Was będą zaskoczeni jego przebiegiem ;)

Do zobaczenia w kolejnym wpisie! Buźka :*


2 komentarze:

  1. Jest Kopernik, ale widzę, że i Malezja, Tajlandia, Chiny, Rosja. Czy ten potterowy kapelusz to narodowy design? Aż bym sam sobie sprawił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo :) 'Starszakom' jak my łatwiej znaleźć ten akcent ;) A kapelusz to tylko jedna z setek ozdób jakie można sobie tu sprawić w lutym. Może za rok znajdziemy jakąś czterokolorowa pelerynkę i Ci się zmontuje kuwejcki strój czarodziejski ;D

      Usuń