piątek, 5 maja 2017

Alfabet 2016 roku: K jak Kuba, część 3.

Witajcie,

Długo się nie widzieliśmy, ale wreszcie znalazłam (a raczej Mama znalazła) czas, żeby zabrać Was z Sancti Spiritus w dalszą podróż po Kubie. Ruszajmy więc bez zbędnych wstępów ;)

Przystanek 6: Camagüey

W drodze do Camagüey.

W drodze do Camagüey.
Camagüey.
Camagüey to trzecie co do wielkości miasto Kuby założone około 1528 roku. W roku 2008 stare miasto wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Kolorowe ulice Camagüey.
Można się po nich przejechać takimi rowerowymi taksówkami.
Plac San Juan de Dios w Camagüey.
Kościół San Juan de Dios.
Plac.
Rowerowe taksówki gotowe do drogi.
Camagüey.
Camagüey.
Camagüey.
Sklep, w którym Kubańczycy robią zakupy na kartki.
My obserwowaliśmy je, a one obserwowały nas.
Plaza del Carmen, Camagüey.
Rzeźby na placu.
Rzeźby.
Rzeźba i ja.
Wszędzie na Kubie zobaczyć można wizerunki wielkiej trójki.
Żegnamy Camagüey.
Jaszczurka w drodze do miasta Guardalavaca.
Maluch w drodze do miasta Guardalavaca.
Guardalavaca.
W Guardalavace nic nie zwiedzaliśmy, tylko odpoczywaliśmy.
Tego wieczoru miał odbyć się występ pary tanecznej.
O jaszczurkę na Kubie nie trudno.
Na pożegnanie chwila relaksu na hotelowej huśtawce.
W drodze.
Przystanek 7: U Chłopa

No taki właśnie trafił nam się przystanek. Nie było to żadne konkretne miasto, żadna wieś, ot, domek przy drodze, gdzie zatrzymaliśmy się, by chwilę odpocząć, napić się kawy, herbaty, i zobaczyć, jak mieszkają Kubańczycy.

Domek pana Chłopa.
Charakterystyczny płot z kaktusów- u pana Chłopa odgradzał dom od pola.
Podwórze zdobiła ta piękna maszyna.
Wbrew pozorom pan Chłop to człowiek nastawiony pokojowo.
Kuchnia u pana Chłopa, gdzie pani Żona przygotowała dla nas herbatę.
Nie byliśmy pierwszymi Polakami, którzy odwiedzili ten dom.
Bardzo mi się u pana Chłopa podobało.
Między innymi dlatego.
Papuga pana Chłopa.
Kura pana Chłopa.
Bezpieczny przejazd kolejowy, bardzo rzadko używany przez pociągi.
W drodze.
W drodze.
W drodze.
Socjalizm albo co...?
Ławeczka.
Kolor ziemi w tamtym rejonie jest niesamowity. Wszystko przez tlenek żelaza.
W drodze.
Park Narodowy Alejandro de Humboldt.
Nazwany imieniem niemieckiego naukowca, który odwiedził wyspę w latach 1800 i 1801.
W 2001 roku wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Ślimak w Parku Narodowym.
Park Narodowy Alejandro de Humboldt.
Zatoka Taco.
Zatoka Taco.
Wyglądało jak lód. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy go ugryzłam.
Cały park ma powierzchnię 71 140 hektarów.

Przystanek 8: Baracoa

Miasto położone w prowincji Guantánamo, którą chyba wszyscy kojarzą i która jest najdalej na wschód położoną prowincją Kuby. Zostało założone w 1511 przez Diego Velasqueza, pierwszego gubernatora wyspy. To tutaj trafił Krzysztof Kolumb w drodze do Ameryki, 27 listopada roku 1492.

Baracoa.
Brzeg Oceanu Atlantyckiego.
Baracoa.
Jedna-trzecia wielkiej trójki.
Kościół, w którym znajduje się krzyż misyjny przywieziony przez Krzysztofa Kolumba w 1492 roku.
Krzyż misyjny Krzysztofa Kolumba.
Baracoa.
Baracoa.
Lotnisko im. Gustavo Rizo.

Na plantacji kakaowców.
Na plantacji kakaowców.
Ziarna kakaowca.
Kakao.
Miejscowa czekolada.
Baracoa.
Dzika plaża, na którą pojechaliśmy trochę się poopalać.
Zabawa w oceanie z nowo poznaną koleżanką.
Kubańska cola.
Wieczór przed wyjazdem z Baracoa.
Fort w Baracoa.
Baracoa.
Wyruszamy z Baracoa w dalszą podróż.
Jedyna droga prowadząca z Baracoa dalej.
A dalej był punkt widokowy.
Z którego teoretycznie zobaczyć można amerykańską bazę wojskową.
A w praktyce widać tylko (aż) tyle.
Są ciekawsze rzeczy do oglądania, niż bazy wojskowe ;)
Opuszczamy Baracoa i Guantanamo.
Przed nami jeszcze kilka przystanków, ale o nich w kolejnym wpisie. Obiecuję go napisać jeszcze w maju. Cześć!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz