poniedziałek, 30 czerwca 2014

Zarzekała się żaba błota,...

... jak ja Dubaju. Myślałam, że nie będzie potrzeby lecieć tam znowu. Potrzeby nie było, ale tani lot zrobił swoje. A więc wiecie już, że moja kolejna wycieczka wizowa odbyła się po raz kolejny do Dubaju :)

W oczekiwaniu na samolot w tamtą stronę.
Dubaj, jak i całe Zjednoczone Emiraty Arabskie, i Kuwejt leżą na tym samym półwyspie. Lot z Kuwejtu do Dubaju trwa przeważnie około 1,5 godziny. Nam niestety nie udało się dolecieć tak szybko. Tuż przed wylotem jedna pani pasażerka poczuła się gorzej, ale odmówiła opuszczenia pokładu (pewnie miała wielką ochotę na zakupy w Dubaju), no i musieliśmy czekać, aż obsługa lotniska grzecznie ją wyprowadzi na zewnątrz. A samolot był już prawie na pasie startowym... Z 19:20 zrobiła się 20:20, do hotelu dotarliśmy grubo po 23:00. Zmęczona byłam okrutnie, już w trakcie lotu...

Ucinam sobie drzemkę na tatusiowym ramieniu.
Lotnisko w Dubaju. Czekamy na mój wózek.
Jak już wspomniałam, oba miejsca leżą na tym samym półwyspie. I oba należą do najgorętszych na świecie. Jest jednak jedna mała, ale bardzo znacząca różnica. W Kuwejcie przy temperaturze 40 stopni Celsjusza mamy 5% wilgotności w powietrzu. W Dubaju natomiast jest 10 razy gorzej, czyli 50%. Można się rozpłynąć z gorąca, dosłownie ;)

Dlatego też w piątek rano wybraliśmy się na basen zamiast na zwiedzanie ;)
Zwiedzanie rozpoczęliśmy po 14:00. Nie tylko dlatego, że wcześniej było zbyt gorąco (nie, żeby po 14:00 było chłodniej; ale przynajmniej cienia było więcej ;) ), ale również dlatego, że w piątki metro dubajskie zaczyna jeździć od 13:00. Lubimy poruszać się środkami transportu miejskiego, więc czekaliśmy na metro.

Czekamy na przyjazd metra. Tu, w tunelach, było przyjemnie chłodno.
Szukając drogi do Dubai Museum trochę zabłądziliśmy ;)

Wystawa w sklepie z pamiątkami.
Sklep obuwniczo-torebko-zegarko-naprawniczy.
Stąd do muzeum był już tylko rzut beretem (albo czapką z daszkiem ;)).
Statek na dziedzińcu muzeum.
Wewnątrz muzeum było bardzo przyjemnie i ciemno.
Z muzeum mieliśmy kilka kroków do starego souku i nad brzeg kanału. W kawiarni z widokiem na wodę przekąsiłam coś, żeby mieć siły na dalsze spacery. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ale wciąż było gorąco.

Kawiarnia z widokiem na kanał.
Było jednak zbyt wcześnie i sklepy na starym souku były jeszcze zamknięte.
A przynajmniej większość. Niektóre już otwarte czekały na zagranicznych klientów.
Kolorowe stoiska z ubraniami.
Stojak z torebkami.
Nareszczie dotarliśmy na brzeg kanału.
Przejście przez stary souk zajęło nam trochę czasu, a to dlatego, że po pierwsze chcieliśmy zrobić trochę zdjęć dla Was, a po drugie panowie sprzedawcy (sami panowie, żadnych pań nie widzieliśmy) co chwila nas zatrzymywali i proponowali zakupy w ich sklepach. Jeśli Was interesują męskie zegarki, damskie torebki od wszelakich projektantów, czy zwykłe koszulki z napisem "I love Dubai", to jest miejsce dla Was ;)
A jeśli interesuje Was ciąg dalszy mojej drugiej wizyty w Dubaju, zapraszam ponownie w odwiedziny. Obiecuję, że dokończę moją opowieść wkrótce.
Trzymajcie się! Cześć :*

PS. W tę niedzielę zaczął się Ramadan, miesiąc, w którym Muzułmanie poszczą. Z tej okazji mamusia pracuje teraz krócej. Hurrraaaa!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz