poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Hakuna matata, Zanzibar! Cz. 3

Wyspa Zanzibar wchodzi w skład Tanzanii - państwa, które powstało w 1964 roku w wyniku połączenia Tanganiki i Zanzibaru. Stolicą Tanzanii jest Dar Es Salam, miasto leżące na głównym lądzie afrykańskim. Wyspa Zanzibar ma jeszcze swoją własną stolicę i jest nią Zanzibar City. Archipelag Zanzibar składa się z dwóch dużych zamieszkałych wysp - Zanzibar (w suahili Unguja) i Pemba, oraz wielu mniejszych, głównie niezamieszkałych.

My zwiedziliśmy tylko Zanzibar i maleńką Prison Island, na więcej nie mieliśmy czasu. Ale dzięki temu jest nadzieja, że kiedyś tam wrócimy, w końcu nie wszystko jeszcze widzieliśmy ;)

Nabrzeże w Zanzibar City. Stąd odpłynęliśmy łódką w kierunku Prison Island.
Jak już wspominałam, nasz hotel leży na wschodnim wybrzeżu wyspy, natomiast wszystkie turystyczne atrakcje - na środku i na wybrzeżu zachodnim. Więc każda wyprawa wiązała się w dłuższą przejażdżką. Ale nam to wcale nie przeszkadzało, bo lubimy podróżować. A ja lubię spać w samochodach, samolotach, w ramionach Tatusia i Mamusi :)

Krajobrazy oglądane z okien "taksówki".
Daladala, autobus do przewozu ludzi i towarów.
Sklep wielobranżowy i wideoteka.
Ponieważ w tym tygodniu miało zacząć się muzułmańskie święto, wszyscy ubierali się odświętnie.
Stadion Amaan.
Takich straganików mijaliśmy po drodze mnóstwo.
Z przyprawowego lasu przewodnik Ali zabrał nas na nabrzeże w Zanzibar City, skąd łódką motorową popłynęliśmy w kierunku Prison Island. Nazwa wyspy sugeruje, że było tam więzienie. Przeznaczone było ono dla niewolników - buntowników (w przeszłości na Zanzibarze kwitł handel ludźmi) oraz dla przestępców, ale nigdy w tym celu nie zostało wykorzystane. Wyspa służyła przez chwilę jako miejsce kwarantanny dla chorych na żółtą febrę. W 1919 gubernator Republiki Seszeli w prezencie wysłał na tę wyspę 4 żółwie olbrzymie. Od tego czasu wyspa stała się dla nich domem, a dla turystów nie lada atrakcją. Z pierwszych żółwich mieszkańców wyspy został już tylko jeden, ale doczekał sędziwego wieku - 191 lat. Ma pękniętą skorupę, bo jakiś czas temu spadło na niego drzewo. Ale ma się dobrze, jak na swoje prawie dwieście lat ;)

Chwilę przed wejściem na pokład zaczęła się moja drzemka, więc rejsu nie pamiętam.
Po prawej - Ali, po lewej, Mamusia i przewodnik od Wyspy Więziennej. Na środku - sternik i ja.
Na wyspie znajduje się hotel. Jeśli ktoś bardzo lubi żółwie, można tam niedaleko nich nocować ;)
Oto i najważniejsi mieszkańcy wyspy - żółwie olbrzymie.
Żółw z bliska.
Nie miałam odwagi zbliżyć się do dużych osobników, taki mały w zupełności mi wystarczał.
Ten po prawej to najstarszy żółw na wyspie.
Według napisu na swojej pękniętej skorupie ma 191 lat.
Droga do więzienia.
Uwaga, wchodzę...
Całkiem tu ładnie jak na więzienie ;)
Jedyny dowód na to, że faktycznie było tu kiedyś więzienie, nie był nawet nigdy do tego celu wykorzystany.
Ściany pięknie porośnięte przez krzewy i drzewa.
Widok z 'tarasu' więzienia zapierał dech w piersi.
Po krótkim spacerze wróciliśmy na brzeg,...
...gdzie czekała nasza łódka...
... bezpiecznie zakotwiczona ;)
I już prujemy z powrotem na Zanzibar.
Karibu Zanzibar, czyli witamy na Zanzibarze.
Część Zanzibar City, z której wypłynęliśmy, nazywa się Stone Town i jest najstarszą częścią miasta. Tutaj spędziliśmy resztę popołudnia i stąd, ok. 19:00, Ali zabrał nas w drogę powrotną do Jambiani.

Czy znacie kogoś lub słyszeliście o kimś, kto urodził się w Stone Town w Zanzibar City na Zanzibarze? Kojarzycie może takie piosenki, jak "We Will Rock You", "We Are the Champions" czy "Radio GaGa"? Jeśli tak, to wiecie już, kto tu się urodził ;)

Mercury House - dom, w którym dzieciństwo spędził Farrokh Bulsara, czyli Freddie Mercury.
Fontanna na nabrzeżu. Wokół niej wieczorem zbierało się sporo ludzi.
Jedno z drzew w tym parku zostało posadzone przez angielską królową i nazywa się Rain Tree - jest bardzo rozłożyste i w czasie deszczu można się pod nim schronić.
Muzeum Zanzibar City było niestety zamknięte.
Nad brzegiem oceanu stoją armaty.
Fort, w którym co roku w czerwcu odbywa się...
... ZIFF, czyli...
... Międzynarodowy Festiwal Filmowy :) Szkoda, że nie mogliśmy tu zawitać już w czerwcu.
Jedna z większych ulic w Stone Town.
Większość z nich jest zdecydowanie węższa.
Kolorowe sklepy.
Meczet, a obok niego...
... kościół katolicki. Tego dnia był zamknięty.
Sklep z obrazami.
Z tego telefonu (ponoć naprawdę!) można za darmo wykonywać rozmowy międzynarodowe.
Drzwi z kolcami chroniącymi przed słoniami (których na Zanzibarze wcale nie ma) i innymi groźnymi zwierzętami (których też tu nie ma).
Targ miejski.
Stoisko z przyprawami.
Ciężko było się między ludźmi przeciskać.
Świecidełka.
Na zakończenie spaceru Mamusia zdecydowała się zrobić sobie hennowy tatuaż.
Z powrotem na nabrzeżu. Słońce powoli już się chowało za horyzont.
A na tym targu zaczynało się życie.
Ostatni dzień postu. Od następnego dnia Muzułmanom można było jeść i pić o każdej porze dnia i nocy.
Maszynka do wyciskania soku z trzciny cukrowej.
Pizza po zanzibarsku.
Nabrzeże w Stone Town jest idealnym miejscem po podziwiania pięknych zachodów słońca.
Ostatnie spojrzenie na słońce i wracamy do Jambiani!
Ten dzień był długi i pełen wrażeń, a wizyta w Stone Town tak nam się spodobała, że postanowiliśmy tu przyjechać jeszcze raz, na koniec naszych wakacji w Zanzibarze. Na kolejne dni mieliśmy jednak inne plany. O tym w kolejnym wpisie.

Cześć! :*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz