czwartek, 17 września 2015

Alicja na Wakacjach, część 2.

Wydaje się, że półtora miesiąca to tak dużo czasu. Przecież to w sumie 6 tygodni, czyli jakieś 42 dni! Przez ten czas można i nic nie robić, i dobrze się bawić, i poznać niejedno nowe miejsce i niejedną nową koleżankę. Można zapomnieć o bliskowschodnich upałach, braku podwórka, o zamkniętych plażach, można nauczyć się lepić pierogi, ubijać kotlety, robić zdjęcia, jeździć na taczce i na słoniu, dowiedzieć się, co to jest choroba lokomocyjna, Warszawskie Kombo Taneczne i gdzie zjeść dobrą soliankę. Tylko gdzie w tym wszystkim jest czas na odpoczynek? :)

Tego na wakacjach nie znajdziecie łatwo ;)

Wisła z Mostu Śląsko - Dąbrowskiego w Warszawie.


W te wakacje picie ze szklanki opanowałam do perfekcji.
Pozowanie też mi nieźle wychodzi.
W pierwszy weekend po przyjeździe Mamusi byliśmy w Warszawie. A w drugi weekend Tatuś zorganizował nam wyjazd kulturalny do Kazimierza Dolnego, gdzie poznałam wujka Grzesia i Kaczora Donalda w jego wykonaniu, spacerowałam wzdłuż Wisły i między festiwalowymi namiotami oraz pierwszy raz w życiu widziałam na żywo Warszawskie Kombo Taneczne, do którego utworu "Ach, te Rumunki" często w domu tańczę.

Postój w drodze do Kazimierza.
Barka Wikingów zacumowana przy brzegu Wisły.
Idziemy w stronę festiwalowego miasteczka.
Kazimierzowski rynek.
W tę podróż pojechała z nami pluszowa Peppa.
Panorama Kazimierza z hotelowego dachu.
"Ach, te Rumunki" w wykonaniu Warszawskiego Komba Tanecznego.
Trzeci weekend był równie wyjątkowy. Ale zanim nastał, spędziłam kilka dni w spokoju, u babć. A babcie to mam - musicie wiedzieć - cudowne. Opiekowały się mną cierpliwie, znosiły różne moje humory i nastroje, towarzyszyły w zabawach, pomagały, uczyły, pilnowały. Słowem - moi rodzice mieli wakacje. 

Odkrywałam ukryte funkcje lustra.
Uczyłam się robić zdjęcia.
W budowie tego pomnika brał ponoć udział mój dziadek.
Prace w ogrodzie.
Wizyta w wyremontowanym parku tuż przed oficjalnym otwarciem.
Bujam się.
Przejście graniczne Hrebenne - Rawa Ruska. Wiecie już, gdzie pojechałam?
Prospekt Swobody we Lwowie.
Opera Lwowska, a dokładniej Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej.
Rockowe kawałki w wykonaniu tego astronauty sprawiały, że tańczyłam.
Pozostałość po Euromajdanie.
Pomnik Adama Mickiewicza w tle.
Sklep z artykułami dla dzieci. Miś nie był do kupienia, niestety.
Ale plac zabaw dostępny był dla wszystkich, za darmo.
Kategoria: POJAZDY. Turystyczna karoca.
Ciuchcia do smażenia kasztanów.
Lwowski tramwaj.
Targ pamiątek.
Kawiarnia FIKSAŻ - muzeum aparatów fotograficznych.
Deptak.
Ganianie gołębi w Parku Stryjskim.
I * LVIV. 
Byłam już bardzo zmęczona tym podróżowaniem. Dlatego ostatnie dni pobytu w Polsce spędziłam w jednym miejscu, u babć. Bez przemieszczania się, w spokoju pożegnaliśmy się z rodzinnymi stronami Mamusi i wróciliśmy do Kuwejtu. Ale, jak się niedługo przekonacie, powrót był to jedynie pozorny.

Oczko wodne u sąsiadów babci.
Romantyczna przejażdżka samochodem elektrycznym.
Wizyta u Ziejków :)
Kotlety dla Taty.
Nocleg nad Morzem Śródziemnym.
Lot do Kuwejtu. Nie pierwszy i nie ostatni tego lata.
Wszystkim, którzy z nami przez ten czas byli, dziękujemy serdecznie za nasze piękne polskie wakacje. Sprawiliście, że były niezapomniane i wyjątkowe. A Babciom i Cioci należą się medale zasługi za to, co ze mną przeszły i za to, że chcą to przechodzić jeszcze nie raz ;) Kochamy Was mocno :***

Do usłyszenia wkrótce! Papa :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz