poniedziałek, 14 września 2015

Alicja na Wakacjach, część 1.

Cześć wszystkim,

Dziś będzie wreszcie o moich wakacjach. Od powrotu minęło już kilka dni, w trakcie których wybierałam zdjęcia, układałam w głowie co chciałabym Wam powiedzieć, pokazać... Aż ciężko uwierzyć, że wakacje się już skończyły. Jeszcze chwilę temu byłam na dachu świata, a teraz znów jestem na pustyni. 

Wakacje zaczęły mi się w połowie lipca, kiedy to z Tatusiem polecieliśmy,...

... zostawiając w Kuwejcie Mamusię i moją Peppę same...
A polecieliśmy do Polski, spędzić wakacje z babciami :)

Na początku było dość chłodno.
Co nie przeszkodziło Tatusiowi w rozłożeniu małej trampoliny dla mnie ;)
Miałam do wyboru - skakanie na trampolinie albo po kałużach ;)
I jeszcze ewentualnie głaskanie sąsiedzkich zwierzaków.
We wszystkim dzielnie towarzyszyła mi kochana ciocia Asia.
Kiedy zrobiło się cieplej, poszliśmy na spacer do lasu.
Przywieźliśmy stamtąd trochę piachu do piaskownicy.
Podlewanie kwiatów to był jeden z moich obowiązków.
U babć spędziłam z krótkimi przerwami ponad miesiąc moich wakacji. W tych przerwach rodzice zabierali mnie na wycieczki, a to do ZOO, a to na festiwal, a to na Wschód.

Lemur z ZOO w Zamościu (a stół z powyłamywanymi nogami...)
Żyrafy.
Cień surykatki.
Poza ZOO widziałam zamojski ratusz.
Stary Rynek w Zamościu.
Pomnik Jana Zamoyskiego.
Puszczanie baniek mydlanych z konewki nie wychodzi. Sprawdzałam.
Co innego malowanie basenu markerami. Tylko potem ciężko to zmyć.
Od kiedy zrobiło się ciepło, basen był moim ulubionym miejscem zabawy.
Dużo spacerowałam z Babcią.
Z Ciocią dużo biegałam.
Pomagałam w pieczeniu ciast.
W robieniu bałaganu też pomagałam.
Spacer deszczową porą.
A Mamusia w tym czasie usychała z tęsknoty i taką tapetę w komputerze w pracy ustawiła.
Bardzo podobało mi się lepienie ruskich pierogów.
Pomagałam Prababci w ogrodzie.
Karmiłam kurki sąsiadów.
Strasznie dużo robiłam na tych wakacjach! A to jeszcze nie był koniec. Zobiło się jeszcze intensywniej, kiedy do Polski przyleciała Mamusia. Zaczęło się spokojnie, od spacerów po Warszawie.

Nareszczie jest! Po 3 tygodniach niewidzenia nie chciałam się od Mamusi odkleić.
Krakowskie Przedmieście.
Pałac Kultury i Nauki.
Bliskowschodnie klimaty, czyli baklava i szisze.
A u Szwejka w niedziele opiekunka do dzieci!
Deszczu nie ma, a tęcza jest.
Takiej zachęcie nie da się oprzeć.
Kawiarnia.
Ciekawe ogłoszenie z serii MOŻNA.
Można? MOŻNA!
Do Mamusi przyklejałam się z różnych stron.
Park Łazienkowski, w stylu chińskim.
Ciekawe, czy ten lew przyniósł komuś szczęście?
Poczuć się w Polsce jak w Chinach. Bezcenne!
Biegania było co niemiara.
Tak, to była cola.
Tego dnia Łazienki prezentowały się naprawdę pięknie.
Razem z innymi dziećmi goniłam pawia.
A z Tatusiem goniłam wiewiórki.
Żubr i ja.
Wiewiórki wcale się nie bały.
Pałac Łazienkowski.
MOŻNA po raz kolejny.
Ja i Stadion Narodowy, w drodze do ZOO.
To już było moje drugie ZOO w ciągu miesiąca.
Król wygrzewał się na skale.
A ja biegałam i biegałam, aż rodzice mieli dość.
I Wy pewnie też już macie dość przewijania tych zdjęć. Na szczęście, w tym wpisie już koniec z nimi. Kolejną fotograficzną porcję moich przygód w Polsce (i nie tylko) dostareczę Wam przy następnej okazji. Będzie trochę festiwalowo, trochę koncertowo, trochę za granicą i trochę na podwórku.

Do zobaczenia! :*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz